Miło, choćby w amerykańskiej komedii romantycznej, popatrzeć, jak bardzo faceci potrafią się starać i zabiegać o dziewczynę. I to pozostaje największym atutem dzieła McG.
FDR (Chris Pine) i Tuck (Tom Hardy) są najlepszymi kumplami, a przy okazji agentami na tropie groźnego i niebezpiecznego (a jakże!) Heinricha (Til Schweiger). Pierwszy to typowy playboy, bywalec klubów, chętnie spotykający się ze stewardesami. Drugi pod górą mięśni jest spragnionym miłości i rodzinnego życia facetem. Przypadkowo obydwaj zaczynają umawiać się z tą samą dziewczyną. Rywalizacja toczyć się jednak nie tylko o względy Lauren (Reese Witherspoon), ale przede wszystkim między nimi. Korzystając ze swego zawodu, panowie nie omieszkają wykorzystać wszelkich dostępnych środków (kamery, podsłuchy), by zdobyć serce byłej gimnastyczki.
Już sam fakt, że za kamerą stanął McG jest dość odstraszający (nie zapomnę mu “Terminatora: Ocalenie”). Sama koncepcja może i nie jest zła, a nawet godna uznania, niestety mizernie zrealizowana. Reżyser najwyraźniej chciał stworzyć film dla obojga płci. Dla pań zaloty, dla panów wątek kryminalny. Chwała mu za to, ale zamiast finezyjnie przeplatanych pościgami randek mamy niezbyt spójną wyklejankę scen, które raz mają szansę spodobać się żeńskiej części widowni, raz męskiej. Raz w tle wybrzmiewa Beastie Boys, raz Sade, raz mamy przejażdżkę wypasioną bryką, raz rozmarzonego faceta oglądającego “Titanica” itd. itp. Do tego wszystkiego musi przecież być zabawnie, w czym Pine i Hardy rywalizują z taką samą zaciętością jak o upragnioną kobietę (Hardy jest zdecydowanie bardziej przekonujący, chociażby, gdy wzdycha do reklamy serwisu randkowego, podczas treningu).
Koniec końców, “A więc wojna” jest jak słaba randka. Owszem, ma kilka momentów, ale nie urzeka, nie uwodzi i na pewno nie bawi na tyle, byśmy mieli ochotę na kolejny seans.
Joanna Moreno | Imperial – Cinepix
Dodano: