» Newsy

Nie ma tego złego – recenzja filmu

Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem – zdaje się przypominać reżyser Mikkel Munch-Fals w posępnej antykomedii “Nie ma tego złego”.


Opowieść o czterech zagubionych pośród samotności i seksu ludziach szybko budzi skojarzenia z wyrafinowanym kinem Todda Solondza – społecznym prowokatorem, uwielbiającym konfrontować widza z dziwactwami psychicznymi i fizycznymi, oraz satyrą rodem z dzieł Akiego Kaurismakiego. Dewiacje przeplatają się tu z delikatnością i wrażliwością. Odrobina humoru z tragedią.

Ingeborg (Bodil Jorgensen) właśnie przeszła na emeryturę i owdowiała. Córka Anna (Mille Lehferdt) nie odbiera jej telefonów – pochłonięta jest własnymi problemami. Straciła pierś, boi się, że również atrakcyjność. Desperacko szuka akceptacji pośród… filmów pornograficznych. Anders (Henrik Prip) to z kolei podstarzały ekshibicjonista, któremu odwiedziny u kolejnych lekarzy niewiele pomagają. Każdy kolejny dzień jest dla niego koszmarem walki z dewiacją. Jego syn, Jonas (Sebastian Jenssen), delikatny blondyn, ucieka z domu. Z rodzinnymi demonami walczy prostytuując się.

Dość przygnębiające zestawienie bohaterów, a jednak “Nie ma tego złego” potrafi przynieść optymistyczne zakończenie, dające nadzieję na lepsze jutro zarówno postaciom, jak i widzom. Czy wiarygodne? Być może twórca jednak nazbyt naiwnie i ufnie patrzy na świat. Jego bezgraniczna ufność w dobro ukryte w każdym niekoniecznie przekonuje. Może też za bardzo zaufał spopularyzowanej przez niezależnych filmowców formie i stylistyce? Odrobina prowokacji plus trzy funty sympatii plus kilka brzmiących w uchu nut oraz garść chwytliwych cytatów-komentarzy fabuły. “Nie ma tego złego” posiada swój klimat, ale spodziewałam się kina bardziej oryginalnego.

Dagmara Romanowska | Vivarto

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio