» Newsy

Blink 182 “Neighborhoods” – recenzja muzyczna

Reaktywacje, pomijając te czysto koncertowe, rzadko się udają. Większość zespołów albo za wszelką cenę próbuje grać jak za młodu, co daje żałosne rezultaty, albo zmienia się w zupełnie inną, nie tak fajną kapelę. Większość, ale nie blink-182.

Patrzę na aktualne zdjęcie Amerykanów i widzę jednocześnie młodych chłopaków i facetów pod czterdziestkę. Travis Barker w ciągu ostatnich lat swoje przeżył, nawet dosłownie, i to od razu rzuca się w oczy. Nie żeby zaraz zmarszczki, ale jest w jego twarzy coś mówiącego “facet po przejściach”. U Marka Hoppusa powiększyły się natomiast zakola, a Tom DeLonge nabrał ciut tatusiowatego wyglądu. Panowie wciąż mają jednak w oczach młodzieńczy błysk, czy w przypadku bębniarza iskierkę szaleństwa. Tak jak wyglądają, tak mniej więcej prezentuje się ich najnowsza płyta. Młodość idzie w parze z dojrzałością.

“Neighborhoods” to kapitalny, absolutnie wyjątkowy album. Nie dlatego, że fajnie brzmi, że jest dużo chwytliwych melodii, zgrabnych refrenów, punkowej nonszalancji i rockowej siły. Choć to wszystko prawda. Trio zdołało zrobić coś, co udaje się niewielu – zestarzeć się z klasą i pozostać sobą. Chłopcy w niebywały sposób pogodzili przeszłość z teraźniejszością. Utwory nie są tak szczeniacko-gówniarskie jak u progu ich kariery, wciąż jednak zawadiackie, trochę jajcarskie, pozornie bardzo proste i przesycone Kalifornią. Z drugiej strony jest w tej muzyce sporo ambicji, odważnych rozwiązań, które zespół zapoczątkował na poprzednim, imiennym krążku.

Mamy figlarne ejtisowe klawisze (“Ghost on the Dance Floor”, “This Is Home”), metaliczną gitarę a la The Cure (“Snake Charmer”) i szlajające tamburyno (“MH 4.18.2011″). Generalnie dużo się dzieje pod względem produkcji i aranżacji. Zresztą nie tylko. Same kompozycje to dopiero jest jazda. Zmiany tempa, jakieś strukturalne wygibasy, niespodziewane przejścia, syntezatorowe pasaże, gitarowe szarże, a wszystko poskładane tak, że koniec końców wychodzi z tego popowa piosenka tryskająca energią niczym dorodna pomarańcza sokiem. Najlepsze jest natomiast to, że całość wydaje się spójna, przemyślana, a jednocześnie bardzo niewymuszona, lekka i świeża. Chyba jeszcze tylko Beastie Boys potrafią po latach grać tak na luzie.

Panowie mieli rację, że longplay powinien spodobać się zarówno starym fanom, jak i tym nowym. “Neighborhoods” to bowiem taka stara-nowa płyta. Bardzo dobra płyta.

Anna Szymla | universal music polska

Dodano:
Tagi:
.

Polecamy: Show Film Studio