» Newsy

Frank Ocean “Channel Orange” – recenzja muzyczna

Nie jestem artystą, więc zupełnie nie mam pojęcia, jakie to uczucie, kiedy miliony ludzi czekają na twój debiut, mają ogromne oczekiwania i liczą, że zrobisz coś wielkiego. Z pewnością jednak ciśnienie musi być ogromne. Najważniejsze jednak, że nawet spod największej presji można uciec z klasą.



W jaki sposób? Banalny. Nagrywając tak doskonały oficjalny debiut jak Frank Ocean! “Channel Orange” ma szansę w kontekście przyszłości stać się takim kamieniem milowym dla współczesnego soulu jak np. debiut Eryki Badu czy druga płyta D’Angelo.

To oczywiście album zupełnie inny niż te wspomniane wcześniej, bo też mamy 2012 rok, a członek Odd Future w równym stopniu opiera się brzmieniu żywych instrumentów, co precyzyjnych sztuczkach studyjno-komputerowych, ale nie można jego muzyce odmówić pewnej dawki mistycyzmu, ducha Marvina Gaye’a, pasji Steviego Wondera. Śpiewa całym sobą, angażuje się w każdy fragment tekstu, każdy refren. Nie odnosi się tylko do własnych przeżyć, uczuć, myśli, ale ucieka również do operacji natury społecznej. Szczególnie dobrze tutaj wypada celne, na długo zapadające w pamięci “Super Rich Kids” o grupie niezwykle bogatych, żyjących w cieplarnianych warunkach dzieciaków, które może i piją wymyślne alkohole, wciągają kokainę, jeżdżą jaguarami, ale tak naprawdę tęsknią do normalności, prawdziwych uczuć. Doprawdy świetny to numer, oparty o swingujący podkład Malaya, który uzyskał brzmienie przypominające trochę dokonania Mary J. Blige w połowie lat 90. Skoro o muzyce mowa, trzeba też pochwalić Pharrella Williamsa za pomoc Oceanowi w skomponowaniu “Sweet Life”. Może z początku brzmi to jak standardowy podkład The Neptunes, ale gdy zaczniemy wyłapywać wszystkie smaczki, pojedyncze dźwięki wykorzystane w produkcji, łatwo wpaść w zachwyt. Tyle że to samo można powiedzieć o przepięknym “Thinkin Bout You”, niemal monumentalnym, składającym się z kilku części “Pyramids”, jak i… każdym innym kawałku z albumu. Tego nie słucha się na wyrywki, tylko upaja całością, zbiorem pojedynczych historii, które tworzą imponujący album. Nie zbiór singli, tylko właśnie album, longplay z prawdziwego zdarzenia. Takiej płyty potrzebował współczesny soul i R&B.

PS. Jedno pytanie związane z kawałkiem “Pink Matter”. André 3000 – kiedy w końcu ty wydasz swój materiał?!

rafi | universal music polska

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio