» Recenzje

Lana Del Rey – “Born To Die” – recenzja muzyczna

Tak się jakoś złożyło, że jestem kobietą. Niniejszym, zmysłowe usta Lany Del Rey kompletnie mnie nie ruszają. Muszę natomiast przyznać, że dziewczę skutecznie przykuło uwagę, także moją.


Puste, nieco tęskne spojrzenie i wydatne usta. Jedwabiste włosy, szorty, długie nogi, poza naburmuszonej lolitki. Do tego retro-stylizacja i wymyślny pseudonim (połączenie aktorki złotej ery Hollywoodu – Lany Turner oraz samochodu – Forda Del Rey). Wygląd i interesująca otoczka to już połowa sukcesu. Do tego snujące się, melancholijne dźwięki. Rozleniwiony, przesycony kobiecością głos (niemal można sobie wyobrazić Lanę przeciągającą się na łóżku w koronkowej bieliźnie i śpiewającą o miłości). Przyjemny klimat, nieco filmowy (porównania z Davidem Lynchem to jednak przesada), ładne, spokojne melodie. Lana może, a nawet musi się podobać, ale za żadne skarby nie sposób jej uwierzyć. Wszystko co jej dotyczy wydaje się sztuczne, wymyślone, drobiazgowo, ale jednak dopracowane.

Jeśli więc oceniać “Born To Die” jako efekt pracy speców od marketingu, którzy postanowili z bogatej dziewczynki zrobić gwiazdę – brawo, brawo, brawo! Jeśli natomiast chcemy znaleźć na płycie coś więcej niż zgrabne, “przydymione” piosenki, to biada nam. Smutno-erotyczne śpiewy Del Rey z czasem zaczynają nużyć. Podobnie jak same utwory, które w zasadzie stanowią wariację “Video Games” czy “Born To Die”. Czasem pojawia się więcej smyków, więcej organicznych brzmień, czasem prym wiodą subtelne elektroniczne bity (“Off to the Races”), są też epickie zapędy (“Dark Paradise”), odrobina mroku (“Carmen”). Gdzieś tam błyśnie miauczący chórek albo powłóczysto-bluesowy motyw (“Million Dollar Man”, gdzie Lana brzmi jak bardziej seksowna Sheryl Crowe)

Nie takie kity show-biznes nam wciskał (pamiętacie Milli Vanilli?). Nie mam więc żadnego problemu z tym, że ktoś próbuje mi wmówić, że Lana jest wyjątkową artystką. Ja wiem swoje. Ponieważ i tak jesteśmy skazani na rozmaite muzyczne półprodukty, cieszę się, że przyszedł czas na kogoś takiego jak Lana Del Rey. Piosenki są naprawdę przyjemne i wyjątkowo nieszkodliwe, a puszczone w tle mogą nawet uprzyjemnić kilka wieczorów. Bardzo udana… konfekcja.

Anna Szymla | universal music polska

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio