» Recenzje

Pearl Jam – “Lightning Bolt” – recenzja muzyczna

Jeśli słyszycie w ostatnich dniach ciche, pełne ulgi i przyjemnego zadowolenia westchnienia, to fani Pearl Jam, którzy odetchnęli, słuchając nowego albumu formacji.


Miłość do tego zespołu jest wielka i niemal niezachwiana. Oczywiście, jak to w związkach bywa, nie jest to już płomienny etap. Faza kiedy albumy kapeli zwalały z nóg i sprawiały, że świat zaczynał się kręcić w drugą stronę minęły. Teraz to już inny rodzaj uczucia, gdzie zaakceptowaliśmy wady i słabości, gdzie choć niby wszystko jest znane, przewidywalne, zawsze potrafimy znaleźć coś wspaniałego, wyjątkowego, gdzie, choć nie latają nam motyle w żołądku, czujemy przyjemne ciepło. Kto dotąd nie rozstał się z Pearl Jam, raczej już nie odejdzie. Zawsze jednak przed kolejnym krążkiem jest obawa, że mogą nam złamać serce. Uff. Nie tym razem.

Gdyby “Lightning Bolt” zakończył się na “Pendulum” byłoby to jedno z najwspanialszych dokonań formacji z drugim – oczywiście, po “Indifference” – najpiękniejszym i najbardziej ujmującym finałem. Po tym cudownym, nie do końca pearljamowym (szczególnie produkcyjnie) kawałku z przyprawiającym o dreszcze barytonowym śpiewem Eddiego, znajdujemy słabszą część albumu. Ot, takie zwykłe granie naszych ulubieńców z Seattle – raz bardziej rockowe (a nawet bluesowe – “Let the Records Play”), raz bujano-kołysankowe (“Yellow Moon”). Trochę akustycznych dźwięków, nieco mocniejszego grania. Niby wszystko OK, ale każdy z tych numerów jest co najwyżej poprawny.

Co innego w pierwszej części. Idealne na dzień dobry, energiczne, rytmiczne “Getaway”, ostre, rozpędzone “Mind Your Manners”, jeden z moich faworytów – mocno oldschoolowy, nawet lekko garażowy “My Father’s Son” z burczącym basem Jeffa i… ach, lubimy, kiedy Vedder tak się wydziera. Czeka nas jeszcze pasujące bardziej do Soundgarden “Infallible”, idealny na koncerty ciut brytyjski kawałek tytułowy i może nie najlepsze w zestawie “Sirens”, za to z genialnym popisem McCready’ego. Mamy tu niemal wszystkie odcienie Pearl Jam, rozmaite emocje, dźwiękowe faktury, ale przede wszystkim świetne kompozycje, znakomite, zapadające w pamięć melodie i jak zwykle mięciutkie, “pachnące drewnem”, organiczne brzmienie, za które odpowiada niezmordowany Brendan O’Brien.

“Lightning Bolt” to wielobarwny, a zarazem bardzo pearljamowy longplay. Niekoniecznie równy, nie w każdym momencie zachwycający, nie zawsze genialny, ale z przeważającą liczbą naprawdę dobrych, dopracowanych utworów. Niezmiennie szczera, autentyczna, płynąca prosto z serca muzyka.

http://www.youtube.com/watch?v=Ij7LF5rKmIk

Anna Szymla | universal music polska

Dodano:
Tagi: , ,
.

Polecamy: Show Film Studio