» Newsy

“5 dni wojny” – recenzja filmu

Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. One też czasem odpowiadają za kiepskie filmy.


Bohaterami “5 dni wojny” są dziennikarze wojenni, którzy wyruszają do Gruzji, by relacjonować zaogniający się właśnie konflikt z Rosją. Wybierając się na spotkanie z przewodnikiem, trafiają na wesele. W tym czasie zaczyna się jednak atak. Pomagając poszkodowanym, poznają Tatię, siostrę panny młodej, studiującą na co dzień w Ameryce. Razem wyruszają w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca, po drodze jednak są świadkami brutalnych mordów i zbrodni wojennych.

- Pierwszą ofiarą wojny jest prawda – brzmi myśl przewodnia filmu. Wierzę, że twórcy chcieli dobrze. Zamierzali pokazać okrucieństwo i dramat wojny. Zwrócić uwagę, na pewną obojętność mediów, które bardziej niż wojną w Gruzji interesują się Olimpiadą oraz na polityczne manipulacje, które doprowadzają do śmierci niewinnych ludzi. Zacne to i szlachetne cele, ale nie udało się ich osiągnąć. To po prostu amerykański film o wojnie w Europie wschodniej. Owszem, są mocne sceny, są tu wielkie tragedie, ale brakuje autentyczności. Andy Garcia jako prezydent Saakaszwili mówi z dziwacznym akcentem, co zapewne miało uwiarygodnić jego postać, ale efekt jest wręcz przeciwny. Tatia, czyli śliczna Emmanuelle Chriqui, wśród wybuchów i ostrzałów pozostaje z nienagannym makijażem. W jednej ze scen, operator zauważa natomiast, że, aby ich relacja wzbudziła zainteresowanie, potrzebują jakiegoś osobistego, wzruszającego wątku, paradoksalnie, do tego samego wniosku doszli najwyraźniej twórcy, fundując nam rodzące się między Gruzinką i amerykańskim dziennikarzem uczucie i kręconą w zwolnionym tempie scenę pocałunku.
Z prawdą, obawiam się, “5 dni wojny” niewiele ma wspólnego.

Joanna Moreno | Fundacja Magellan

Dodano:
Tagi:
.

Polecamy: Show Film Studio