Stęskniliście się za chłopakami z “American Pie”? Cóż, teraz to już mężczyźni, ale niewiele to zmienia.
Po trzynastu latach chłopcy postanawiają spotkać się na zjeździe absolwentów. Jeden jest sławny, bogaty i spotyka się z modelką, drugi to szczęśliwy żonkoś, oglądający babskie seriale, Jim ma nawet syna, a niektórzy… nadal mieszkają z matkami. Niby mają poważne dorosłe problemy, a to z szefem, a to w związku z niezrealizowanymi planami, a to z… brakiem seksu. No właśnie, bo tak naprawdę wszystko jest po staremu.
“American Pie: Zjazd absolwentów” jest dokładnie tym, czym ma być. Wypełnioną biustami, tyłkami i penisami komedią. Jim ponownie daje popis w kuchni, z tym, że tym razem w użyciu jest pokrywka, nie szarlotka, a Stifler, obecnie fan sagi “Zmierzch”, a jeszcze bardziej jej czytelniczek, nadal jest mistrzem w organizowaniu imprez. Poza tym mamy bijące się blondynki, falujące męskie pośladki (przyznaję, ciekawa sprawność) i ekskrementy w miejscach, w których być nie powinny. Jako, że mamy jednak do czynienia ze spotkaniem po latach, trzeba być gotowym na Spice Grils w rozgłośni grającej… klasyczny rock oraz nieco sentymentów. W porównaniu z oryginałem, nowy film jest bowiem momentami ckliwy i dość romantyczny. Na szczęście, rodzice i ich zabawy w sypialni oraz kinie wprowadzają równowagę.
Kto raz polubił – na ekranie – masturbację i seks w różnej postaci, będzie usatysfakcjonowany. To rzecz dla fanów tego typu komedii. Dla tych, którym nie straszne niesmaczne i nietaktowne sceny. Kto do tej pory nie przekonał się do “American Pie”, po “Zjeździe absolwentów” na pewno tego nie zrobi.
Joanna Moreno | UIP
Dodano: