Po Euro środowiska artystyczne narzekały, że tak wiele pieniędzy poświęcono na turniej, kosztem projektów kulturalnych. Po filmie “Bez wstydu” uważam, że cały budżet na rodzimą kinematografię należy przekazać na Biało-Czerwonych, bo z nich coś jeszcze może być.
Miało być tak wspaniale, a wyszło jak zawsze. I nie mówię już o piłkarzach, ale o obrazie Filipa Marczewskiego. Bohaterowie (Mateusz Kościukiewicz, Agnieszka Grochowska) to rodzeństwo, które łączy coś więcej niż typowa zażyłość brata i siostry. Miało być odważnie, miało być przełamywanie tabu, a wyszedł ciężkostrawny, nietrzymający się kupy, kompletnie niewiarygodny pasztet (nie obrażając pasztetu).
Siłą takiej produkcji powinny być kreacje aktorskie. I widać, że Kościukiewicz i Grochowska starają się i razem, i z osobna. Próbują wygenerować napięcie między Anką a Tadzikiem, chcą zelektryzować widza, niewiele z tego jednak wychodzi. Ukradkowe spojrzenia i trochę nagiego ciała to za mało. Problem jednak nie w aktorach, ci bowiem nie mieli po prostu na czym pracować. Ich postaci są słabo rozrysowane, trudno zrozumieć skąd między nimi taka więź, czemu podejmują takie a nie inne decyzje (szczególnie Anka). Jeszcze trudniej z nimi sympatyzować, usprawiedliwiać czy chociażby zaakceptować ich zachowania. Na domiar złego, reżyser postanowił nakręcić nie tylko dzieło o zakazanej miłości, ale i obraz o neofaszystach, problemie Cyganów w Polsce, rozterkach młodych dziewcząt, dramatach młodych kobiet, o zagubionych emocjonalnie chłopcach, o złych mężczyznach i głupich, słabych przedstawicielkach płci pięknej. Wprowadza wiele wątków, z których żaden nie jest zgłębiony, a co gorsze nie jest potrzebny do głównej historii.
Czyli w “Bez wstydu” nie ma niczego dobrego? Jest. Ale nie na tym to powinno polegać, że w filmie doszukuje się pojedynczych, dobrych elementów i za wszelką cenę próbuje wysupływać z miernej całości zacne fragmenty. To, co dobre, po prostu więc pominę.
Joanna Moreno | Kino Świat
Dodano: