Jednego Christopherowi Nolanowi nie można odmówić – konsekwencji. „Mroczny Rycerz powstaje” jest idealnym zwieńczeniem trylogii, dopełnieniem wizji Batmana zapoczątkowanej przez reżysera w 2005 roku.
Widać, że Nolanowi zależało, by najnowsza odsłona była klamrą spinającą dotychczasowe części, rozwiewała wątpliwości, spajała losy bohaterów.
A sam film? To 2,5 godziny wciągającej opowieści z wieloma wątkami, zwrotami akcji. Opowieści zbudowanej na bohaterach, ich problemach, decyzjach, dylematach. Każda z postaci ma jakąś historię, ma swe wyraźnie przekonania, motywy, które pchają ją do takich a nie innych działań, kształtują. Reżyser jak zwykle porusza kwestie samotności, (nie)sprawiedliwości, życia i śmierci. Jak zwykle też wierzy w dobro, wierzy w ludzi.
Nolan nie lubi 3D, za to bardzo lubi pościgi i eksplozje, i to właśnie one stanowią wizualną atrakcję dzieła, szczególnie, że rozczarowują toporne, siermiężne pojedynki Batmana i Bane’a. Sam Bane, a raczej Tom Hardy, jest jednak znakomity. Przerażająco potężny, charyzmatyczny, a zważywszy, że przez maskę miał mocno utrudnione zadanie aktorskie, tym bardziej należy go docenić. Prawdziwą perłą jest jednak Anne Hathaway, czyli nowa Kobieta-Kot – zabawna, uwodzicielska i niesłychanie seksowna.
Jeśli się czegoś czepiać to zakończenia, nie dokładnie sceny finałowej, ale raczej wieńczących dzieło sekwencji. Trudno się oprzeć wrażeniu, że pod koniec Nolan zaczął się spieszyć. Podczas gdy przez większość filmu powoli, dopieszczając szczegóły prowadzi nas przez opowieść, im bliżej końca, tym szybciej stara się wszystko rozwikłać i wyjaśnić, przez co niektóre wątki wydają się spłycone, a rozwiązania zbyt banalne.
Koniec końców to jednak wysokooktanowe, romantyczne (nie w sensie miłosnym, ale moralno-etycznym), idealizujące człowieka kino akcji. Znakomite zamknięcie cyklu.
Joanna Moreno | Warner Bros Entertainment Polska
Dodano: