» Recenzje

Hotel Transylwania – recenzja filmu

Pomysł świetny, wykonanie też niezłe. No i jak można nie lubić bajki, w której pada słowo… Slipknot.

Dziwne, że taki film powstał dopiero teraz. Przecież nastoletnie gotki i ponurzy młodzieńcy nie biorą się znikąd. Są dzieciaki, które lubią mroczne historie, które nie boją się duchów, a zamiast pasteli czasem lubią pokolorować coś na czarno. Dla takich właśnie, maluchów, ale nie tylko, jest “Hotel Transylwania” – opowieść zrzeszająca wszelkiej maści potwory od hrabiego Draculi przez gremliny i zombie po Frankensteina. Tytułowy hotel jest azylem dla nich wszystkich, a powstał głównie z myślą o córce Draculi, którą troskliwy ojciec pragnął uchronić przed złymi ludźmi.

To opowieść o trudach rodzicielstwa, dorastania, pierwszej miłości i uprzedzeniach. Fajnie, że osią jest relacja ojca z córką rzadka jednak w kinie adresowanym do najmłodszych. Twórcy dołożyli też starań, by po równo przedstawić racje każdej z stron – rodzica chcącego za wszelką cenę chronić dziecka i nastoletniej córki pragnącej zasmakować wolności.

Jeśli chodzi o formę, nie ma tu nadmiernej finezji, a całość w zasadzie opiera się o jeden, wielokrotnie powielany schemat – wszystko jest straszne i/lub związane z potworami. Mamy więc lizak w kształcie czaszki czy rejestrację z napisem “Undead”. Nie jest to może najbardziej wyszukane, ale sympatyczne i wesołe. Szkoda tylko, że całkiem niezłą bajkę zniszczono strasznymi (i w tym przypadku nie jest to komplement), pop-tanecznymi piosenkami i banalną sceną finałową.

“Hotel Transylwania” nie jest najśmieszniejszą, najciekawszą, najbardziej uroczą bajką na świecie. Potrafi jednak rozbawić, porusza ważne tematy, no a potwory są cool.

Joanna Moreno | UIP

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio