» Recenzje

Jobs – recenzja filmu

“Jobs” to przede wszystkim odtworzenie początków informatycznej potęgi. Kultowy iPod jedynie rozpoczyna film, a o iPhone’ach i iPadach nie usłyszymy wcale.


Zapytaj pierwszego lepszego dzieciaka, z czym kojarzy mu się jabłuszko. Raczej nie z Adamem i Ewą. Owoc wciąż symbolizuje pokusę, ale związaną z gadżetami i statusem życiowym. Joshua Michael Stern zaryzykował podwójnie. Chciał przenieść na ekrany historię Steve’a Jobsa nie budując mu spiżowego pomnika, a w głównej roli obsadził Ashtona Kutchera – aktora, którego o geniusz nikt nie podejrzewał.

Oto poznajemy młodego Steve’a – na pozór typowego studenta, który zamiast zakuwać, woli odpłynąć z kumplami na łonie natury. Jednak młodzieniec ma zadatki na wizjonera. Jest zbytnim indywidualistą, by pracować w Atari, chce rozwinąć własny biznes. Mierzy wysoko – prosto w technologiczną rewolucję. W jej osiągnięciu ma pomóc Steve Woźniak (Josh Gad). Młodzieńcy zakładają małą firmę Apple i w garażu ojca rozkręcają biznes. Tkwiący w nich potencjał dostrzega Mike Markkula (Dermont Mulroney).

Tytuł może być nieco mylący. “Jobs” przybliża głównie historię Apple, a nie założyciela. Steve Jobs musiał zmierzyć się z własnymi słabościami i skomplikowaną osobowością, by dotrzeć na szczyt. Niestety, w obrazie Sterna zbyt wielu emocjonalnych rozterek nie uświadczymy. Jednym z wyjątków jest scena rozstania z ciężarną dziewczyną, potem Jobs wydaje się nie mieć duszy. Jest ikoną obdarzoną wielkim umysłem, ale bez oporów wyrzuca z drużyny ludzi wątpiących w jego ideały. Ze skomplikowanej osobowości dostajemy tylko skrawki, same skrajności – raz tyrana, raz zdolnego chłopca. Buty, sposób chodzenia, nawyki, ale nie osobowość. Życiorys zostaje zaprezentowany fragmentarycznie, brakuje płynności pomiędzy niektórymi wydarzeniami. Nie wymagam skrupulatniej relacji, lecz jeśli widz nie przeczytał książkowej biografii, może poczuć niedosyt.

Scenarzyści skazali Kutchera na zagranie faceta, który wymyślił nasze zabawki, a nie targanego emocjami wizjonera. Dla niego i tak będzie to rola życia. Wydaje się, że Ashton bardziej skupiał się na odtworzeniu mimiki i chodu niż cech charakteru. Serca widzów skradnie za to Josh Gad w roli “Woza”, zabawnego nerda, z którym mogą utożsamiać się nie tylko zapaleńcy pokroju Sheldona Coopera.

Zdjęcia, muzyka, dialogi są wygładzone, pozbawione rozterek i niepewności. Życie Jobsa i perypetie Apple nie były przecież usłane różami. Mimochodem postawiono zgrabny, błyszczący pomniczek. Nawet Steve Wozniak nie był pod wrażeniem produkcji. “Jobsa” ogląda się lekko i przyjemnie, ale o głównym bohaterze nie wiem nic więcej. Jak to zwykle bywa, warto sięgnąć po książki.

Anita Ceglińska | monolith

Dodano:
Tagi: , , , , , ,
.

Polecamy: Show Film Studio