» Newsy

Savages: ponad bezprawiem – recenzja filmu

Któż nie chciałby być młody, fajny i przebojowy. Na pewno bardzo by tego chciał Oliver Stone. Ale chcieć, nie znaczy móc.


Bohaterami “Savages: ponad bezprawiem” są temperamentny Chon i spokojny Ben. Łączy ich przyjaźń, narkotykowy biznes (wysokiej jakości marihuana) i O – kobieta, którą obydwaj kochają i która kocha ich obu. Sielanka w słonecznej Laguna Beach kończy się z chwilą, gdy kartel z Ameryki Południowej chce wejść w interesy z niezależnymi producentami.

Twórca “JFK” nakręcił znakomity film o wielkiej miłości, dla której warto poświęcić wszystko. Dla której przekracza się wszelkie granice, która popycha do ostateczności. Było to w roku 1994, a film nosił tytuł “Urodzeni mordercy”.

Przypominam dzieło z Woodym Harrelsonem i Juliette Lewis, bo jest w nowym obrazie Stone’a coś, co przywołuje skojarzenia z historią Micky’ego i Mallory. W “Savages” też chodzi o namiętność, pasję, też jest granica, po przekroczeniu której nic już nie jest takie samo. Problem w tym, że nowy film nie wciąga, nie zachwyca, generalnie niekoniecznie wyzwala jakiekolwiek emocje, a co najwyżej irytację. Blake Lively jest równie śliczna, co nijaka, a jej narracja to szczyt zmanierowania. Panowie też niezbyt pomagają – Taylor Kitsch i Aaron Johnson niewiele wnoszą do rzekomo magnetycznego, scalonego silnym uczuciem trójkąta. Przez jakiś czas niezła jest Salma Hayek w roli bezwzględnej szefowej kartelu, ale kiedy ukazuje ludzkie oblicze, czar pryska. Z zadania tak naprawdę wywiązali się tylko John Travolta i Benicio Del Toro, ale to za mało by pociągnąć cały film. Najgorsze, że jest w tym obrazie potencjał. Stone wybrał efektowną krwawo-kalifornijską estetykę. Jest znakomity temat o tytułowych dzikich – ludziach nie uznających zasad, walczących o przetrwanie, gotowych zabić w obronie bliskich, ale i łaknących życia. Same postaci też dobre, ciekawe, wyraziste, po prostu – jakieś. Niestety, słabo poprowadzone, najczęściej słabo też zagrane. No i całość zupełnie się nie klei. Nie trzyma w napięciu, nie elektryzuje, drażni kiczowatymi dialogami. Nawet soundtrack, który początkowo jest niezły, pod koniec też zaczyna rozczarowywać.

“Savages: ponad bezprawiem” to film, który warto obejrzeć dla kilku scen, kilku aktorskich popisów, ładnych zdjęć. Niestety, lata świetności Oliver Stone ma już za sobą.

Joanna Moreno | UIP

Dodano:
Tagi: , ,
.

Polecamy: Show Film Studio