» Recenzje

Bitwa roku – recenzja filmu

Oglądając “Bitwę roku” zastanawiałam się, czy w Hollywood mają jakiś superkomputer, który z bazy wątków i patentów kompiluje film. Wprowadzany jest algorytm, trochę mielenia i mamy gotowy obraz. Musi tak być, nie wierzę bowiem, by ktoś rzeczywiście pracował nad czymś takim.


Zbliżają się mistrzostwa breakdance’u, na które zjeżdżają ekipy z całego świata. Chcąc wygrać, finansujący amerykańską drużynę Dante prosi o pomoc swego dawnego kumpla. Choć nie jawi się on jako modelowy trener, z pomocą młodego, ambitnego chłopaka kompletuje i prowadzi drużynę najlepszych b-boyów ze Stanów Zjednoczonych.

Dzieło Bensona Lee to pozbawiony charakteru i jakiegokolwiek kolorytu zlepek banałów i klisz. I nic więcej. Koleś po przejściach z problem alkoholowym (nie wiem, czemu cały czas chodzi w czapce), bogaty przyjaciel, który wyciąga go z dołka, szczeniacka rywalizacja o dziewczynę, celebrity w obsadzie (Chris Brown), wycieczka zagranicę (Amerykanie chyba znajdą tylko jeden kraj godny wyjazdów – Francję), twarda blond-laska, ciężkie wybory i dylematy (serce czy rozum), “niespodziewana” kontuzja, żółtodziób (z miną jakby miał cały czas obsikane spodnie), który odnajduje mentora, pot i łzy, itd itp. Oczywiście poruszane są też ważkie kwestie jak szacunek, braterstwo, lojalność, ambicja, duma, przyjaźń. Ani grosza inwencji, ani grama polotu. Popisem wyobraźni twórców jest 17-sekundowa rola Weroniki Rosati i brak ckliwej miłosnej historii. Mamy za to całe mnóstwo nadęcia i górnolotnych, pustych frazesów i rzekomo błyskotliwych tekstów (mój ulubiony – nie interesują mnie chłopcy, interesują mnie mężczyźni).

Rozumiem, że w takich filmach mniej niż scenariusz liczy się choreografia, od talentu aktorskiego ważniejsze jest poczucie rytmu i gibkość. Ale czy naprawdę nie można się choć odrobinę wysilić? Jak ktoś chce oglądać tylko popisy b-boyów, to już lepiej odpalić YouTube.

Joanna Moreno | UIP

Dodano:
Tagi: , , ,
.

Polecamy: Show Film Studio