» Recenzje

Les Misérables Nędznicy – recenzja filmu

Jeżeli sądzicie, iż seans “Les Misérables Nędzników” pozwoli wam przenieść się do świata jednego z najsłynniejszych musicali świata, poczuć jego magię i energię, możecie się srogo zawieść.

Tom Hooper dysponował niesamowitym materiałem i godnym pozazdroszczenia budżetem ponad 60 milionów dolarów. Z ekranu jednak wieje nudą, a losem bohaterów trudno się przejąć, nawet nim zaciekawić. Reżyser wespół ze scenarzystą Williamem Nicholsonem po kolei marnuje kolejne szanse na filmowe widowisko, które mogłoby porwać widza.

Owszem, jest tu dość dobrze znana światu historia, ale zostaje ona wyprana z jakichkolwiek emocji. Temperatura konfliktu pomiędzy byłym galernikiem Jeanem Valjeanem (Hugh Jackman) i bezwzględnym, zaślepionym paragrafami inspektorem Javertem (Russell Crowe), główna oś całej opowieści, utrzymuje się na stałym, letnim poziomie. O napięciu można tylko pomarzyć. XIX-wieczna rewolucja francuska, stanowiąca tło wydarzeń, przemienia się w serię pięknych, acz do bólu nijakich obrazków. Upadek Fantine (Anne Hathaway), szlachetnej dziewczyny, którą życie rzuca na ulicę, ogranicza się do teatralnie przerysowanych grymasów aktorki (bardzo przereklamowana kreacja).

Hooper zachowuje się tak, jakby realizował… spektakl. Aktorzy nieustannie kierują twarz do kamery – tak, jak w teatrze do widowni. W klasycznym musicalu filmowym – wedle reguł gatunku – sceny śpiewane powinny przeplatać się z tańcem i dialogami. Tu z ekranu pada zaledwie kilka słów. Całość opowiedziana jest za pomocą śpiewu i wokaliz. Miejsce tańca zajmują sceny stojącego tłumu i kilku choreograficznie poprowadzonych przepychanek.

Najjaśniejszym elementem “Les Misérables Nędzników” jest Hugh Jackman. Trzeba przyznać, iż aktor, którego niedługo będziemy oglądać w diametralnie innej roli – Wolverine’a, przeszedł ogromną metamorfozę. Widać, że w swoją rolę włożył serce, w przeciwieństwie do Russella Crowe, który tylko w jednej scenie pokazuje, że ma talent (resztę filmu gra na jednej, “groźnej minie”). Odrobinę humoru wprowadzają Helena Bonham Carter i Sacha Baron Cohen – jako chciwi karczmarze, opiekujący się przez jakiś czas córką Fantine – Cosette (Isabelle Allen i Amanda Seyfried). Naturalnie wypadają aktorzy dziecięcy. Wszyscy radzą sobie stosunkowo dobrze ze śpiewem.

CZYTAJ TEŻ: LINCOLN – RECENZJA FILMU

Wizualnie i muzycznie to imponująca produkcja, zrealizowana z wielkim rozmachem i dbałością o każdy detal, o pierścień, kokardę sukni, o kołnierz munduru, o kostkę bruku, o świecznik na stole i malowidło na ścianie. Przepych i starania aktorów to chyba jednak za mało, by mówić o najlepszym filmie ostatnich miesięcy.

Dagmara Romanowska | UIP

Dodano:
Tagi: , , , , ,
.

Polecamy: Show Film Studio