“Władza” to multipleksowy film czyli taki, na który dobrze trafić gdy spontanicznie wybierzemy się do kina bez konkretnych planów.
Bohaterem jest nowojorski policjant (Mark Wahlberg), który zabijając podejrzanego zostaje wydalony ze służby, ale zdobywa uznanie burmistrza (Russell Crowe). Pozbawiony odznaki, zostaje prywatnym detektywem, który po latach niespodziewanie otrzymuje zlecenie od burmistrza. Ma dowiedzieć się, z kim romansuje jego żona. Nie wie jednak, że odkryje znacznie więcej.
Scenariusz filmu jest niezły i obok obsady stanowi największy atut. Nie jest to może mocno zamotana intryga, ale wciągająca opowieść o władzy, manipulacjach, polityce. Razem z Billym odkrywamy kolejne szemrane interesy polityka, szare strefy, po których poruszają się najważniejsi ludzie w mieście, układy, zależności, którymi rządzi się ten świat. Szkoda tylko, że od początku mamy jasny podział ról. Ten, który ma być zły jest, zły, a dobry jest dobry. Czarne jest czarne, a białe białe. Bez niuansów, cieniowania. Bez psychologicznych zawiłości, wątpliwości, stawiania pytań. Siłowa przepychanka – zepsucie kontra prawość. To sprawia, że “Władza” plasuje się raczej w kategorii inteligentnej rozrywki, niż głębokiego dramatu. Poziom na szczęście podnoszą bardzo dobre kreacje aktorskie i mroczny klimat.
Trochę szkoda, że nie udało się wycisnąć z tej opowieści czegoś więcej, bo potencjał niewątpliwie był. Nie ma jednak też co narzekać, bo każdy kto nie ma nadmiernych oczekiwań i chce po prostu obejrzeć niezły kryminał, powinien być zadowolony.
Joanna Moreno | monolith
Dodano: