Przejażdżka z obcą kobietą przez pół kraju może oznaczać tylko problemy. Także w wymiarze filmowym.
Sandy ma wspaniałą rodzinę, kochającą żonę i właśnie otrzymał intratną propozycję zawodową. Do sielanki jednak daleko, gdyż okazuje się, iż pewna kobieta ukradła jego tożsamość i zabawia się jego kosztem na Florydzie. Aby rozwiązać sprawę, musi nakłonić ją do przyjazdu do Denver.
Scenariusz jest boleśnie prościutki. Sandy i Diana muszą przejechać razem z Florydy do Kolorado, co – oczywiście – okaże się znacznie trudniejsze niż można przypuszczać. “Złodziej tożsamości” to komedia w stylu jeśli coś może pójść źle, na pewno pójdzie jeszcze gorzej. Mamy więc rozwścieczonych gangsterów i jeszcze bardziej rozwścieczonego łowcę nagród z pachnącą kanapkami brodą. Kilka rozbitych samochodów, nieco urazów na ciele, węże i ogólnie lawinę kłopotów. Humor opiera się na prostych gagach, oklepanych patentach związanych z pościgami, biciem, wywracaniem czy złym wyglądem. Rzecz nieszczególnie wyrafinowana i na różnym poziomie (słabe sceny łóżkowe). Komedię ciągną tak naprawdę odtwórcy głównych ról, a w szczególności niezawodna Melissa McCarthy.
To jednak coś więcej niż komedia. Mamy bowiem do czynienia z filmem z przekazem i ambicjami wpojenia pewnych wartości. Twórcy przypominają nam, że ludzie niekoniecznie są źli do szpiku kości, czasem po prostu próbują zwrócić na siebie uwagę. Czasem wystarczy wyciągnąć w ich kierunku pomocną dłoń, być przyjacielem, by wszystko się zmieniło. Szczytny cel, ale wykonanie średnie. Brakuje spójności, wrażliwości na głębszym poziomie.
Obraz Setha Gordona jest absolutnie przeciętną komedią i równie przeciętnym filmem o przyjaźni, który może poza kilkoma scenami i bardzo wyrazistą kreacją McCarthy raczej nikomu nie zapadnie w pamięci.
http://www.youtube.com/watch?v=yxmrcdwjzFM
Joanna Moreno | UIP
Dodano: