» Recenzje

Była sobie dziewczynka (Charleen macht Schluss)

Amerykański w sposobie opowiadania i zarazem tak bardzo europejski. “Była sobie dziewczynka” to prawdziwie sympatyczna niespodzianka na naszych ekranach.

Była sobie dziewczynka (Charleen macht Schluss)
Niemcy i poczucie humoru… nawet w jednej z samochodowych reklam Claudia Schiffer przyznaje, że to niezbyt zgrany duet. A jednak skromny film Marka Monheima nie tylko potrafi rozbawić, ale i jakoś pozytywniej nastawić do życia. I to niezależnie od wieku, chociaż główną bohaterką jest 15-letnia (i 3/4) Charleen. Jak to w tym wieku bywa, nie każdy poranek wydaje się jej najpiękniejszym dniem życia. Przeciwnie – zbyt wiele rzeczy nie gra. Chłopak matki to nieznośny… wegetarianin (wcześniej nie miała nic przeciwko takiej diecie) i nauczyciel. Ojciec rock’n'rollowiec ulotnił się, gdy była dzieckiem. Młodszy brat jest wścibski. Przyjaciółka niezbyt poważna. Boże, przecież wiadomo, że gdy ma się naście lat, świat wydaje się na tyle podły, że jedynymi idolami mogą być tylko członkowie Klubu 27 – Hendrix, Winehouse i reszta paczki. Stojąc w strugach deszczu i starając się usłyszeć z niebios ich koncert, Charleen postanawia z tym wszystkim skończyć. Wanna pełna wody, włączona suszarka… Na całe szczęście dzwoni telefon i zamiast w zaświatach, nastolatka budzi się w szpitalu. Potem jest klasycznie – bohaterka krok po kroku uczy się doceniać życie – wedle jej babci największy dar. Pomagają jej w tym nie tylko najbliżsi, ale i ekscentryczny psychiatra, kolega ze szkoły i z terapii oraz (ku uświadomieniu kilku spraw) formalistka z opieki społecznej.

Jasne, że od początku wiadomo, jak ten film się skończy. Ba, nawet niektóre żarty są oczywiste. Ale to nie oryginalność fabuły ma tu znaczenie, a energia. Tej zdecydowanie nie brakuje. W tle lecą wpadające w ucho rockowe i britpopwe kawałki, rówieśnicy Charleen mogą w niej zobaczyć samych siebie i własne problemy, a starsi z uśmiechem spojrzeć wstecz. Wyjątkowo trafnie udało się polskiemu dystrybutorowi nadać tytuł – “Była sobie dziewczynka” to takie właśnie ciepłe, słodko-gorzkie kino jak ekranizacja powieści Nicka Hornby’ego – “Był sobie chłopiec” z 2002 roku. Optymistyczne kino o bólach dojrzewania, bez nachalnej dydaktyki, bez za łatwych happy endów. W sam raz na wiosenny weekend.

Dagmara Romanowska | Spectator

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio