» Recenzje

Samotny port – miłość – recenzja filmu

“Samotny port – miłość” jest jak przebój Robbiego Williamsa, który służy za emfazę filmu w finale – niczego nie odkrywa i, choć uroku mu nie sposób odmówić, jest równie banalny.

Fińskie dzieło Aku Louhimiesa to swoisty kalejdoskop współczesnych związków i bolączek trapiących ludzi. Od toksycznej miłości, przez znudzone sobą małżeństwo, płatny seks w delegacjach, po miłość macierzyńską czy nawet miłość do psa. Od błędów młodości, przez trudy dzieciństwa w rozbitych domach, po kryzys wieku średniego.

Dokładnie jak w kalejdoskopie co chwilę oglądamy inną konfigurację. Skaczemy z jednej opowiastki na drugą, nie dostajemy jednak pełnego obrazu. Za mnogością wątków i chęcią pokazania zjawiska, jakim jest miłość w jak najszerszym spektrum, idzie spłycanie historii, odzieranie jej z subtelności i niuansów, wygładzanie i skracanie myśli, upraszczanie.

- Chcę czuć się kochany – śpiewa wokalista znany z Take That. Sprawdza się doskonale, jako wers przeboju pop, na ekranie, bądź co bądź obrazu z ambicjami, odrobinę ten truizm razi. Jedyne, co nam mówią twórcy, to, że miłość jest ważna, że bez miłości jest nam źle. Kochani jesteśmy lepsi, niekochani gorsi. Miłość może nas ocalić, zmienić nasze życie, pomóc w najtrudniejszych chwilach. I nie chodzi o wielkie romantyczne uniesienia. Czasem o wsparcie, zrozumienie.

Wszystko to najprawdziwsza prawda, pewnie warto o tym przypominać. Przez cały seans czekałam jednak na choćby jedną oryginalną myśl, na refleksję głębszą niż z piosenki Robbiego Williamsa.

Anna Szymla | Vivarto

Dodano:
Tagi: ,
.

Polecamy: Show Film Studio