» Muzyczne

T.Love – “Old Is Gold” – recenzja muzyczna

Używając terminologii piłkarskiej, album T.Love to remis nie do końca zwycięski. Krążek pierwszy to strzał w dobrym kierunku. Drugi już tak dobrego wrażenia nie robi.

Wiem, że Muniek to piłkarski kibic, bo Euro 2012 wspierał zaciekle i intensywnie, dlatego pozwoliłem sobie na futbolowe porównanie. Zespół przygotował 22 piosenki, w których narysował mozaikę stylistyczną, geograficznie rozciągającą się od Ameryki (tej Północnej i Łacińskiej), Jamajki, Wielkiej Brytanii, Afryki. Muniek z kolegami chciał dać wykład o tym, skąd się wzięła muzyka rockowa. Temat oryginalny średnio, bo od lat artyści z różnych stron świata płodzą dzieła w stylistyce retro i nagrywane mniej lub bardziej analogowo. Z drugiej strony, nawet oklepany temat może zainteresować, jeśli się go ciekawie przedstawi.

Wydawnictwo T.Love jest jak na standardy grupy monumentalne. Na pewno ciekawe i na pewno… nierówne. Krążek pierwszy bliższy jest wizerunkowi zespołu, jaki od lat znamy. Albo inaczej, lepiej genezę stylu kapeli przybliża. Jest rockowy, alternatywno-rockowy jakby z początków T.Love, klasycznie rockandrollowy (numer tytułowy), trochę punkowy, ze szczyptą rockabilly. Raczej dynamiczny niż refleksyjny. Chwilami bluesowy i knajpiany, dylanowsko-youngowy. Jest tu parę znakomitych numerów, jak choćby “Frontline” (jakby pożenić Dire Straits z Neilem Youngiem), “Wieczorem w mieście – film”, “Menora Bentz”, “Mętna woda” albo zaśpiewany po angielsku “Black & Blue”. Ładnie upiększają trąbka, saksofon, fortepian, Hammondy. Płyta druga to podróż bardziej do krain country, folku, przenicowanych przez rockową perspektywę. Jest biesiadniej, ale już nie tak zajmująco. Wybija się współkomponowana przez mojego imiennika Strybla (eks-Partia, Komety) “Moja kobieta”. Tak więc jeden krążek bardzo dobry, drugi najwyżej średni. Remis.

Dodatkowe pół punktu należą się za świetną produkcję. Fajnie te piosenki brzmią, przyjemnie się ich słucha. Choć nie jestem pewny czy publika w wieku dzieci Muńka płytę, pisząc kolokwialnie, łyknie. Ta pamiętająca jeszcze komunę, powinna. Kawałki mają kopa jak z koncertu (zespół ponoć nagrywał oldschoolowo, czyli wszyscy w jednym pomieszczeniu). Na pewno takiego wykładu o korzeniach muzyki rockowej posłuchać warto, bo opowiadającemu dar słowa został dany w stopniu ponadprzeciętnym. Na pewno wykładowca wie, o czym śpiewa. I na pewno, gdyby wykład bardziej skondensować wrażenie byłoby zdecydowanie lepsze i o zwycięskim remisie nie byłoby mowy. Wiktoria byłaby pełna, ocena wyższa.

Lesław Dutkowski | emi music poland

Dodano:
Tagi: , , ,
.

Polecamy: Show Film Studio