» Muzyczne

Sepultura – “The Mediator Between Head and Hands Must Be the Heart”

Na siódmym albumie z Derrickiem Greenem Sepultura gra dokładnie tak, jak nas do tego przyzwyczaiła. Mocno, konkretnie, porządnie, ale i bez większych niespodzianek.

Pisanie o kolejnych poczynaniach Sepultury jest zadaniem trochę niewdzięcznym. Tych, którzy po 1996 roku nie pozostawili na kapeli suchej nitki, nie przekonałoby nawet to gdyby w bezprecedensowym głosowaniu najwyższą notę dali mu zgodnie wszyscy stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Ci, którzy zespołu nie olali, wiedzą z kolei, iż wciąż jest solidną marką i namawiać ich nie trzeba. Mnie, biednemu recenzentowi, pozostaje chyba więc jedynie chłodna kalkulacja.

“The Mediator…” z pewnością nie jest płytą, od której można – o ile w ogóle ktoś to robi – wymagać wytyczania nowych ścieżek w metalu. To album kapeli, która od lat celuje bardziej w udoskonalenie wypracowanej formuły, niż silenie się na bóg-wie-jaką innowacyjność. Ale wychodzi jej to dobrze. Chyba nigdy Sepultura nie witała nas tak mocnym uderzeniem, jak w “Trauma of War” i nie znalazła się tak blisko Slayera. Dawno też nie brzmiała tak deathmetalowo, jak w “The Vatican”. To zresztą mój zdecydowany faworyt. Rzecz zaczyna się od klimatycznego intra – są dzwony, chór i odgłosy rodem z horroru – później mamy mocarny riff, prawdziwie piekielne refreny, a pod sam koniec galopadę przypominającą tę z “One” Metalliki. Na drugim biegunie znajduje się “Grief”. Numer wolny (z pewnością najwolniejszy w dorobku), zaśpiewany przez Derricka tak, że tytułowy smutek aż wylewa się z głośników.

Na pewno więcej tu barw, zmian nastrojów, niż na bezpośrednio metalowym “Kairos”. Co poza tym? Sporo jest tradycyjnej, ciężkiej Sepultury – w “Impending Doom” mamy powolny, kroczący riff zalatujący trochę rootsowym “Straighthate”. Nie może być to zaskoczeniem, na pokładzie znalazł się przecież znowu producent Ross Robinson. Czasy “korzeni” przypomina też “The Bliss of Ignorants”, nie tylko ze względu na niskie strojenie i riffy, ale też plemienną perkusję. Zawodzi trochę singlowe “The Age of the Atheist”, głównie za sprawą realizacji – wokale w pierwszej zwrotce są ledwo słyszalne. Domyślam się, że to efekt zamierzony, ale brzmi to jak chałupnicza demówka. Pochwalić natomiast trzeba nowego pałkera Eloya Casagrande, który lepiej odnalazł się w zespole niż Jean Dolabella. Nie chodzi tu o przygotowanie techniczne, w jego grze po prostu czuć więcej polotu i luzu.

“The Mediator”, to kolejny po “Nation”, “Roorback”, “Dante XXI”, “A-Lex” i “Kairos” solidny longplay Brazylijczyków. Czy wybija się na tle poprzedników czymś szczególnym? Niekoniecznie. Trzy i pół gwiazdki styknie więc w zupełności.

Tomasz Jarka | Nuclear Blast

Dodano:
Tagi: , ,
.

Polecamy: Show Film Studio