Prometeusz – recenzja filmu
“Prometeusz” to film, który trzeba zobaczyć. Zobaczyć i zapomnieć.
“Prometeusz” to film, który trzeba zobaczyć. Zobaczyć i zapomnieć.
Horror to niby gatunek, w którym wszystko jest możliwe i wszystkie chwyty są dozwolone. O dziwo jednak, twórcy rzadko wykazują się nadmierna inwencją. Schemat i sprawdzone patenty zdają się być podstawą filmu grozy. Ale nie “Domu w głębi lasu”.
“Zaginiona” mogłaby zaginać gdzieś wśród filmów, które nigdy nie trafiły do kin. Nikt by nie płakał.
“Skowyt” potrafi zauroczyć od pierwszych minut. Równie szybko jednak czar pryska.
Podczas seansu obrazu “Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć” przypomniał mi się “Shrek”. Nie dlatego, że jak animacja jest zabawny, zaskakujący i pełen polotu. Przypomniała mi się scena, w której znużony podróżą osioł z uporem maniaka pyta: “daleko jeszcze?”. Podobnie czułam się na filmie Patryka Vegi, nie mogąc doczekać końca.
Czasem trzeba zrobić coś szalonego, żeby nie zwariować.
Która nie oparłaby się pokusie, by zemścić się na byłym. Szczególnie, jeśli dostałaby za to całkiem pokaźną sumkę.
Kino rumuńskie na naszych ekranach gości rzadko, a jak już, to w wersji dramatycznej.
Film o Margaret Thatcher musiał powstać prędzej czy później. Na naprawdę dobry trzeba jeszcze poczekać.