Człowiek na krawędzi – recenzja filmu
Są filmy kultowe i dziejowe. Takie, które lasują nam mózg i chwytają za serce. I są takie filmy jak “Człowiek na krawędzi”, czyli takie, do których często i chętnie wracamy.
Są filmy kultowe i dziejowe. Takie, które lasują nam mózg i chwytają za serce. I są takie filmy jak “Człowiek na krawędzi”, czyli takie, do których często i chętnie wracamy.
Czasem się zastanawiam, co ja takiego zrobiłam, że polscy filmowcy myślą, że jestem głupia i dam się nabrać na wszystkie durne, wyświechtane sztuczki. A może oni sami wierzą, że kręcą fajne filmy?
Uwielbiam Dave’a Grohla. Ale nawet przemożna chęć zobaczenia go raz jeszcze w dziwnej peruce, z nagim torsem zastępującego za bębnami Zwierzaka, nie zmusiłaby mnie, by raz jeszcze obejrzeć “Muppety”.
Urszula Antoniak, polsko-holenderska reżyserka, zaprasza widza do udziału w podróży wypełnionej chłodem, ascezą, śmiercią, seksem i masochizmem. Wyprawa ta albo zachwyci albo wzbudzi oburzenie, o ile nie odrazę. Na pewno obok “Code Blue” trudno przejść obojętnie, bez emocji, co jeszcze nie oznacza, iż stanowi pozycję obowiązkową w kinowych wyborach.
Szczerze zazdroszczę osobom, które nie czytały książki i nie widziały szwedzkiej ekranizacji, dla nich bowiem przyjemność podczas seansu będzie podwójna.
“Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział” głosi moralność pani Dulskiej. Mimo starań nie zawsze się to udaje, a obłuda i frustracje wychodzą na wierzch w najmniej odpowiedniej chwili.
Serca widzów podbił w 2004 roku w filmie „Shrek 2″. Choć naprawdę Kot w Butach narodził się w XVI wieku w Europie to od niedawna kojarzymy go jako przyjaciela zielonego Ogra. Teraz może się to zmienić bo w filmie „Kot w Butach 3D” jest już głównym bohaterem.
“Sherlock Holmes: Gra cieni” to bombowy film. W przenośni i dosłownie.
Upijanie się z klasą to nie lada sztuka. Johnny Depp bez wątpienia opanował ją po mistrzowsku.
A jednak można, a jednak się da. Można wziąć kultowy film, nakręcić drugą część i tego nie sknocić. Da się wciąż zrobić naprawdę fajną, prostą horrorową produkcję science fiction.
Ckliwe? Bardzo. Tandetne? Oczywiście. Nieznośnie nieprawdopodobne? Jak najbardziej. Przesłodzone? Też. Co jednak z tego? Każdy, kto kocha komedie romantyczne obejrzy “Sylwestra”.
“80 milionów” to jeden z najbardziej amerykańskich polskich filmów, jakie widziałam. Twórcy nieco przesadzili, porównując “80 milionów” do “Ocean’s Eleven”, dziełu Waldemara Krzystka zdecydowanie jednak bliżej do wyrafinowanej kryminalnej rozrywki, niż typowego dla naszych filmowców kina o latach 80.
“80 milionów” to jeden z najbardziej amerykańskich polskich filmów, jakie widziałam. Twórcy nieco przesadzili, porównując ich film do “Ocean’s Eleven”, dziełu Waldemara Krzystka zdecydowanie jednak bliżej do wyrafinowanej kryminalnej rozrywki, niż typowego dla naszych filmowców kina o latach 80.