Kraina burz (Viharsarok) – recenzja filmu
Trzeba zabić tę miłość – myśli jeden z bohaterów “Krainy burz”, chłopak, który poznaje drugiego chłopaka.
Trzeba zabić tę miłość – myśli jeden z bohaterów “Krainy burz”, chłopak, który poznaje drugiego chłopaka.
Amerykański w sposobie opowiadania i zarazem tak bardzo europejski. “Była sobie dziewczynka” to prawdziwie sympatyczna niespodzianka na naszych ekranach.
Stereotypowa psychofanka ma piętnaście lat i obsesję na punkcie idola (muzyka, aktora, sportowca, a nawet fikcyjnego bohatera serialu – wybór jest ogromny). Wydaje krocie na bilety i bibeloty, w dniu koncertu przed halą pojawia się o piątej rano. Rodzina i znajomi żartobliwie pytają: “A gdyby poprosił cię, żebyś pomogła mu ukryć zwłoki, też byś się zgodziła?”.
Największym problemem Neilla Blomkampa jest fakt, że jest… Neillem Blomkampem.
Polski zwiastun “Samby” rozpoczyna się od fragmentów… “Nietykalnych”. Nowy film Erika Toledano i Oliviera Nakache’a nie ma jednak wiele wspólnego z hitem z 2011 roku. Poza aktorem – Omarem Sy.
Choć polski dystrybutor usunął z tytułu przymiotnik “amerykański”, nie ma wątpliwości, z jakim filmem mamy do czynienia.
Wypełniona zamierzoną nudą, podszyta gorzką, choć nie dołującą refleksją opowieść o ludziach, którzy szukają miłości i spełnienia.
Gdy po połowie filmu udaje się nam dotrwać do wybuchu Wezuwiusza, zaczynamy żałować, że tak bardzo tego wypatrywaliśmy.
O tym filmie zapomina się już w momencie pojawienia się napisów końcowych, a może nawet jeszcze szybciej.
Wyobraźcie sobie imprezę, której tematem przewodnim są późne lata 70. Świetni ludzie, znakomita muzyka, stroje tip-top. Tym jest “American Hustle”.
9 nominacji do Oscara, ale nie jest to film, w którym można się bezwarunkowo zakochać. I wcale nie z powodu bolesnego tematu, ani momentami dosadnego naturalizmu.
“Ratując pana Banksa” to jeden z tych filmów, który z inną obsadą mógłby być nie do zniesienia.
Wyrób czekoladopodobny. Takie określenie kołatało mi się po głowie podczas całego seansu “Metra”.
Gdy kapitan Wojska Polskiego popada w obłęd, seans powinno się spędzić na skraju fotela. Na taki film musimy jednak jeszcze poczekać.
Związek Liberace ze Scottem Thorsonem był niezdrowy, toksyczny, pochłaniający. Tego dowiadujemy się jednak, wyciągając logiczne wnioski, a nie z tego, co przedstawia nam Steven Soderbergh w “Wielkim Liberace”.