The Prodigy – “The Day Is My Enemy” – muzyczna recenzja
“The Day Is My Enemy” to albo dobra, albo słaba płyta. Zależy, czy jeszcze The Prodigy w ogóle was kręci.
“The Day Is My Enemy” to albo dobra, albo słaba płyta. Zależy, czy jeszcze The Prodigy w ogóle was kręci.
Nie jestem wróżką, ale przewiduję, że pomimo dość wczesnej premiery (pierwszy kwartał), “G I R L” bez problemu znajdzie się na wysokich miejscach podsumowań 2014 roku.
“Night Time, My Time” to płyta z jedną z najbardziej niesamowitych piosenek 2013 roku.
Zazwyczaj to na amerykańskiej scenie hiphopowej końcówka roku była najmocniejsza. Tym razem za oceanem mamy w zasadzie błogi spokój, za to rodzimy twórcy rapu co i rusz atakują bardzo mocnymi longplayami.
Plastic is fantastic and elastic. Aż prosi się, żeby recenzję płyty “Living In The iWorld” zacząć od takiej niekoniecznie finezyjnej rymowanki.
Hugh Laurie niewątpliwie należy do grona najlepszych aktorów-muzyków. Drugą płytą udowadnia, że jego przygoda z muzyką to nie chwilowy kaprys.
Na siódmym albumie z Derrickiem Greenem Sepultura gra dokładnie tak, jak nas do tego przyzwyczaiła. Mocno, konkretnie, porządnie, ale i bez większych niespodzianek.
Jeśli jesień i zima rysują się wam w ciemnych barwach, koniecznie sięgnijcie po tę płytę.
Starzy fani, spodziewajcie się powrotu do przeszłości – zapowiadał Dave Wyndorf przed premierą 10. studyjnej płyty Monster Magnet. Mówił prawdę. Problem jednak w tym, że nie jest to powrót do końca udany.
Do przeszłości, brzmień vintage i retro wracają dziś niemal wszyscy. Ale najlepiej zrobił to Four Tet na swojej nowej płycie.
Mam pewien problem z Lorde. Taki sam jak z Kathryn Bigelow.
Jednym z najważniejszych atrybutów dobrego muzyka jest to, że potrafi zaskoczyć słuchacza. Radomski Jamal swoim trzecim albumem zaskakuje naprawdę mocno i, co najważniejsze, w świetnym stylu.
Jeśli słyszycie w ostatnich dniach ciche, pełne ulgi i przyjemnego zadowolenia westchnienia, to fani Pearl Jam, którzy odetchnęli, słuchając nowego albumu formacji.
Niesamowicie rozwijają się artyści związani z kolektywem Odd Future. I nie chodzi tu wcale tylko o raperów, bo to przecież też wyjątkowo utalentowany wokalista Frank Ocean czy chociażby właśnie The Internet – projekt z pogranicza funku, r&b, hip-hopu i soulu. Ich drugi album to prawdziwa bomba!
20 lat to idealny czas na fonograficzny debiut. Prasa i fani łatwo wybaczą wszelkie niedociągnięcia, łagodniej spojrzą na wady, przyklasną temu, co dobre. U Grande sprawdziło się to idealnie.