James Blake – “Overgrown” – recenzja muzyczna
Znacie to uczucie, kiedy robicie głęboki wdech, a następnie długi wydech? Tak właśnie brzmi nowa płyta Jamesa Blake’a.
Znacie to uczucie, kiedy robicie głęboki wdech, a następnie długi wydech? Tak właśnie brzmi nowa płyta Jamesa Blake’a.
Tede chyba nie przejmuje się za bardzo recenzjami jego dokonań. W innym wypadku wiedziałby, że nagrywanie dwupłytowych albumów solowych to nie jest najlepszy pomysł. Szczególnie jeśli chciałoby się w końcu nagrać materiał, który naprawdę zapisze się jako wydarzenie ważne na lata.
Nową płytę Yeah Yeah Yeahs można porównać do dobrego filmu albo książki. Zaskakująca, wciągającą, z ciekawymi wątkami, wyrazistym stylem.
Jeśli poprzedni album Bonobo “Black Sands” był czymś w rodzaju dźwiękowej pocztówki z rajskiego ogrodu, w którym w dodatku mieliśmy cudowną przewodniczkę w osobie Andrei Triany, to “The North Borders” prezentuje nam krajobraz znacznie bardziej urozmaicony.
Zanim sięgniecie po nową płytę Hadouken! zróbcie przynajmniej kilka przysiadów. Mała rozgrzewka się przyda, Brytyjczycy będą chcieli wycisnąć z was jak najwięcej.
Jeśli wybieracie się na imprezę i macie zapewnić muzykę, a nie macie na to czasu, wystarczy, że zapatrzycie się w płytę Foksa.
Chyba nigdy nie wcześniej nie było tak dobrego czasu dla producentów muzyki klubowej i elektronicznej. Gwiazdy popu coraz częściej sięgają po ich kompozycje, są też zapraszani na największe światowe festiwale. Taką drogę przebyli ostatnio m.in. Calvin Harris, Hudson Mohawke, blisko tego jest Flying Lotus. Niebawem do tego grona z pewnością dołączy młody australijski muzyk, Flume.
Trochę głupio krytykować płytę tak zdolnego artysty jak Woodkid, ale kłamać przecież nie wypada.
Po kilku przesłuchaniach miałam ponarzekać. Że nierówno, że momentami smęcą, że to, że tamto. W natłoku zajęć zabrakło jednak czasu, by siąść i napisać recenzję. Nie zabrakło jednak na dalsze słuchanie “Graffiti on the Train”. To bowiem płyta, od której bardzo trudno się uwolnić.
Niby już pięć lat minęło od jej poprzedniego autorskiego albumu, ale przecież rok temu Alice Russell razem z Quantikiem wydali inspirowany latynoskim jazzem, urokliwy longplay “Look Around The Corner”. Trudno więc “To Dust” nazwać wspaniałym powrotem soulowej diwy z Suffolk. Natomiast jeśli określenie wspaniały odniesiemy do zawartości muzycznej, nie wydam z siebie nawet słowa sprzeciwu.
Trzeci album Joe Buddena to najlepsze dzieło w jego dorobku. Słychać wyraźnie, że raper wziął pod uwagę wszelkie uwagi, jakie media oraz fani mieli po wydawnictwie “Padded Room” sprzed czterech lat.
Ostry nie zwalnia tempa, Hades w końcu ma szansę wyjść z cienia i zaistnieć w świadomości masowego odbiorcy hip-hopu w Polsce. Tak w skrócie można by było streścić “HAOS”, czyli dość niespodziewany projekt tych dwóch artystów.
Jest coś prawdziwego w stwierdzeniu, że są tacy muzycy, którzy nigdy nie zawodzą, nie nagrywają słabych płyt czy przeciętnych utworów. Nawet jeśli nie dokonują rewolucji w muzyce, to na ich wydawnictwa czeka się ze szczególną uwagą. W świecie współczesnego soulu kimś takim bez wątpienia jest Bilal.
Adam Ant – “Adam Ant Is The Blueblack Hussar in Marrying The Gunner’s Daughter”. Tytuł nieco pretensjonalny, ale zawartość pierwszej od 18 lat płyty Adama Anta jest co najmniej frapująca. A na pewno zaskakująca.
Fajne są płyty, na które nie wiemy, że czekamy.